środa, 25 lipca 2012

Rozdział 2


Niall James Horan


Jakoś zbytnio nie przejąłem się moją piżamką i osobami które na mnie patrzą. Jestem bardzo śmiały. Ten lokowaty to jakiś dziwnie się zachowywał. Gdy mnie zobaczył uciekł szybciej niż się zjawił. Oj, chyba naprawdę straszę ludzi. Zwinąłem się do domu i poszedłem do swojego pokoju, przebrałem się i poszedłem po coś do jedzenia . Lodówka , pusto . Barek , pusto . Musiałem sam iśc do sklepu, a rodzice? Oni sobie siedzieli przed telewizorem.
- W związku iż nie ma nic do jedzenia muszę wyjść. - Powiedziałem ubierając na siebie fioletową bluzę z kapturem i conversy. 
- Ok tylko wróć przed 15, na obiad . - Odpowiedziała mi moja rodzicielka. Ruszyłem na poszukiwania najbliższego sklepu. Kiedy już znalazłem wziąłem się za pakowanie do wózka towarów. Wziąłem żelki, lizaka, cukierki, chipsy, zupki chińskie, chleb i cole. Wszystko co mogę zrobic sobie sam. Nie lubię się prosić rodziców, lecz to się często zdarza, iż z natury jestem strasznie leniwy. Po skończonych zakupach udałem się na spacer po mieście. Jedząc lizaka zwiedzałem wszystko, oczami. Ładnie w tym Londynie, tutaj wszystkiego pełno ludzi, knajp, biur. Było już dawno po 15, a niestety i na szczęście telefon mi padł. Na szczęście bo świetnie się bawiłem mimo iż sam to świetnie. Reklamówka z zakupami robiła się powoli  pusta nawet suchy chleb zjadłem i zupki również na sucho, takie najlepsze. W oczy rzucił mi się pewien napis, dość mi znany napis. NADOS! Nie mogłem się oprzeć i popędziłem w stronę restauracji . Znajdując się już w środku jej zamówiłem sobie największy zestaw, gdy go juz otrzymałem zacząłem się obawiać że nie zjem tego do jutra. Delektowałem się moim jedzonkiem i upłynęła już godzina a na talerzu była jeszcze połowa, mniejsza ale połowa. Kiedy już skończyłem się zajadać planowałem ruszyć do wyjścia. Zapomniałem że jeszcze trzeba zapłacić, zapłaciłem. Podciągnąłem rękawy od bluzy i wyszedłem z restauracji. Było już po 18 no ale skoro już jestem spóźniony no i miałbym dostać opieprz to wolę jeszcze pokorzystać. Poszedłem do centrum, tak sobie pochodzić a nie na zakupy . Po pierwsze nie lubie zakupów, a po drugie mój portfel na to nie pozwalał. Tutaj sklepy były takie jakieś ' inne '. Pochodziłem jeszcze trochę i miałem już zamiar wychodzić lecz moją uwagę przykuł pewien chłopak. Podszedłem bliżej, ponieważ był do kogoś podobny. Gdy mu się uważnie przyjrzałem, oprzytomniałem że to jest mój nowy sąsiad. Warto by było kogoś tu poznać, a tym kimś miał być on lokowaty chłopak - Mój nowy cel - Zaśmiałem się w myślach. Z dobre pięć minut myślałem czy podejść się przywitać. Coś w tym chłopaku było co mnie lekko onieśmielało. Czyżbym ja, Niall Horan zakochał się od pierwszego wejrzenia? Haha, nie.. Na pewno nie, oby nie. On pewnie by nie przyjął mnie z moją orientacją i taki ładny to na 100% jest zajęty. Cóż warto spróbować chociaż zagadać. Jak nie związek to może przyjaźń, to przecież już zawsze coś. Podszedłem wolnym krokiem do niego i popukałem go palcem po ramieniu, gdy się odwrócił zagadałem. 
- Cześć... Niall jestem.



Wróciłem taksówką. Całe szczęście, że miałem w kieszeni kawałek grosza. Po wyjściu z samochodu, pędem pognałem do domu. Gdy znalazłem się wewnątrz, mama rzuciła mi się na szyję.
- Jeny, synu! Nic Ci nie jest?! – Zapytała z troską, jak i pretensją w głosie moja rodzicielka.
- Nie? Dlaczego miałoby mi coś być? – Spojrzałem na nią wyraźnie zdziwiony jej zachowaniem. 
- Długo Cię nie było. Nie mogłam się do Ciebie dodzwonić. Bardzo się martwiłam. – Mówiła szybko, nie przestając mnie ściskać. Gdy udało mi się jakoś uwolnić rękę, sięgnąłem do kieszeni spodni i wyjąłem z niej telefon.
- Przepraszam mamo, bateria mi padła. – Wydukałem. Kiedy w końcu zostałem puszczony, pocałowałem ją w policzek, po czym ruszyłem do swojego pokoju. Podszedłem do okna i usiadłem na parapecie. Znów widziałem tego chłopaka. Znów widziałem w nim Matta. Łzy mimowolnie pociekły po moich policzkach. Tracąc jego, straciłem część siebie. Dużą, lepszą część. Gdybym mógł cofnąć czas. Gdybym był wtedy przy nim .. nie doszłoby do tego.

Usłyszałem dźwięk telefonu. Nie patrząc kto dzwoni, odebrałem. Odezwał się bardzo znajomy mi, jednak zapłakany głos. Głos Melanie, siostry Matta. Przez to, co wypowiedziała, zdrętwiałem. Telefon wypadł mi z dłoni, ale miałem to gdzieś. Zacząłem wrzeszczeć, że to nie prawda, że to tylko głupie żarty, jednak łudziłem się na nic. Oparłem się o ścianę i bezsilnie zsunąłem się po niej na podłogę. Darłem się, dlaczego on. Krztusiłem się łzami .. w pewnym momencie do pokoju zawitała moja rodzicielka. Kiedy zobaczyła w jakim jestem stanie, podbiegła do mnie, pomogła mi się podnieść i posadziła moje zwłoki na łóżku. Przytuliła mnie do piersi.
- Mamo, jego już nie ma, wiesz? Matt nie żyje. – Zanosiłem się płaczem. Kobieta zaczęła gładzić mnie swoją dłonią po głowie.
- Wiem, Harry. Widziałam dzisiaj jego mamę. Najwidoczniej tak już musiało być .. – Westchnęła pod nosem. 
- „Tak już miało być”?! Czy Ty siebie słyszysz? On umarł! Zabił się. Popełnił samobójstwo. Dlaczego, mamo? … 

Łzy ciekły mi po policzkach jak oszalałe. Znowu przypomniał mi się jeden z najgorszych momentów całego mojego życia. Mój ukochany Matt .. 2 opróżnione przez niego opakowania środków nasennych, popite butelką Martini pomieszanym z pewnym silnym lekiem antydepresyjnym. A raczej garścią .. Jego serce stanęło w miejscu, a wszystko inne razem z nim. Do tej pory nie znam powodu jego poczynania. Spojrzałem znów w obraz za oknem. Blondyn siedział na ławce w ogrodzie. Nie wytrzymałem .. Zszedłem z parapetu, sięgnąłem do mojej torby i wyjąłem to, czego potrzebowałem. Pognałem do łazienki. Drzwi zamknąłem kluczem. Musiałem sobie ulżyć. Usiadłem na ziemi i zacząłem moją zabawę z małą żyletką. Na ręce zacząłem kreślić różnorakie linie. Krew leciała ciurkiem. Przez świeże rany uciekał ból ze środka mnie. Było już dobrze, mimo faktu iż nie mogłem opanować łez. Przesiedziałem tak chwilę. Wpatrywałem się w ślady żyletki. Łzy ciekły po mojej ręce wraz z krwią i zatrzymywały się na podłodze. Bolało to cholernie, jednak nie tak bardzo, jak moje serce. W końcu dobrałem się do apteczki. Opatrzyłem sobie byle jak rękę i zasunąłem rękaw bluzy. Wróciłem do pokoju i w ciuchach rzuciłem się na łóżko. Zmęczony tym wszystkim, zasnąłem.
Rano obudziłem się po godzinie siódmej. Zapomniałem o wczorajszych poczynaniach. Ręka bolała mnie niemiłosiernie, jednak miałem to w głębokim poważaniu. Zszedłem na dół, lecz zanim wszedłem do kuchni, przyczaiłem się pod drzwiami sypialni mojej mamy. Rozmawiała z kimś przez telefon. Nie słyszałem dokładnie, jednak co chwilę padało słowo „pieniądze”. Pogadam z nią później. Poszedłem pół przytomny do kuchni. Wziąłem płatki, mleko i zacząłem konsumować śniadanie. Jakieś pięć minut później doszła  i rodzicielka. 
- Z kim rozmawiałaś?
- Huh? – Widocznie wyrwałem ją z zamyśleń. – Nie, z nikim. Musiało Ci się wydawać ..
- Kto potrzebuje pieniędzy? My? – Zignorowałem jej poprzednią odpowiedź. 
- Tak, my. Ale to nic takiego, naprawdę. Nie przejmuj się. – Posłała mi sztuczny uśmiech, którego tak bardzo nienawidziłem.
- Oczywiście mamo. Zajebiście, ale zdajesz sobie sprawę, że nie jestem upośledzony, ani nie jestem sześciolatkiem i ogarniam już co nieco? – Rzuciłem łyżkę, odszedłem od stołu i poszedłem do pokoju się ubrać. Niedługo później byłem już przy drzwiach. Założyłem moje białe conversy, rzuciłem krótkie „wychodzę” i zniknąłem za drzwiami. Poszedłem na spacer. Zwiedzałem sobie Londyn. Około godziny jedenastej, byłem przy Starbucksie. Zobaczyłem coś, co mnie bardzo ucieszyło. Wszedłem do środka. Mój kolejny cel – dostanie tej roboty!
Szczerze, nie miałem ochoty iść jeszcze do domu. Nie wiedząc dokąd mogę się udać, podążyłem do pobliskiego centrum, czego niedługo później pożałowałem .. Chodząc z jednego  miejsca w inne, zaciekawił mnie pewien plakat, na widok którego zatrzymałem się w miejscu, by w spokoju przeczytać to, co było na nim napisane. W pewnym momencie poczułem jak ktoś puka mnie w ramię. Pomyślałem, że może mam się przesunąć, jednak odwróciwszy się, znów ujrzałem tę prześladującą mnie twarz. Cholera, był taki podobny .. gdy się odezwał, zauważyłem, że nawet głos miał niemalże identyczny, tylko akcent nie ten. Chwilę jeszcze stałem w osłupieniu i przyglądałem się chłopakowi.
- Cześć .. – Odpowiedziałem cicho. – Harry. – Dodałem niepewnie.

Od autorów:

- Mai - Heeej. Po długiej nie obecności wracamy, yee xD  We sorry. Mam nadzieję że uda nam się teraz naprawić to jakoś. Noc wszystkim xx.

- Josh - Witam! Cóż, dawno nas tu nie było. Nie da się ukryć. Przeeeeeeeeeeeeeepraszam w imieniu własnym, oraz przyjaciółki. Ho, ho, ho. Całe szczęście, że rozdział mieliśmy już napisany jakiś czas temu, bo teraz to nie wiem, czy miałbym w ogóle czas. W każdym bądź razie, mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu kiedyś wejdzie. Dziękuję, dobranoc.

4 komentarze:

  1. Ktoś tam wszedł, przeczytał wszystko, popłakał się dwa razy i chce więcej. Pisać bo będę dręczyć was ponaglaniami w komentarzach.
    Kocham,
    Basia.

    OdpowiedzUsuń
  2. też weszłam ;D i na pewno wejdę jeszcze wiele razy ;) czekam na następny z niecierpliwością! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie chcę nikogo obrazić,ale...cudowniejszego opowiadania to ja jeszcze nie czytałam,a czytałam sporo :) Nieważne ,że długo trzeba czekać,bo czekać się opłaca :) Rozdział cudowny :> Czekam na następny ^^ xxx

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny blog <3

    OdpowiedzUsuń