środa, 18 kwietnia 2012

Rozdział 1

Niall James Horan.
Rano zostałem obudzony przez budzik - 5 : 30. Musiałem tak szybko wstać iż miałem dziś wiele do roboty pożegnanie z rodziną i znajomymi, spakowanie się no a wieczorem mam samolot. Przetarłem oczy i usiadłem, nie ważne jaka to była pora ja zawsze mam pełno energii. Wmawiam sobie że to słodycze mi dają taką ' czarodziejską moc ', no więc zaraz  poszedłem do kuchni zrobić sobie kanapki z nutellą przy okazji stłukłem szklankę w związku z czym obudziłem mamę i brata , dobrze że tata się nie obudził bo wtedy to by marudził.  
Wlecieli jak oparzeni a ja się śmiałem jak głupi przez co dostałem w Głowę od brata.
-Oszalałeś !? - powiedział zaspany a zarazem nerwowy Greg, jego mina, bezcenna. 
- No głodny jestem ! A to nie moja wina że położył ktoś tą szklankę na samym brzegu. W sumie to dobrze że już nie śpicie trzeba się spakować itd. 
-Idioto! Nie ktoś tylko ty, to ty wczoraj sobie robiłeś jakieś mieszanki z soków! Toć weź se jaj nie rób nawet 6 nie ma! Wstajemy o .. - Chwila namysłu - O 9, dobranoc.  -  Greg poszedł do pokoju a ja posłałem mamie proszące spojrzenia a ona stała i się zaśmiała. 
-Mam ci zrobić te kanapki? - zapytała moja rodzicielka. Pokiwałem głową na ' tak ' i pokierowałem się w strone pokoju. Myślałem jak to będzie, bałem się że jak powiem  Adrianowi że wyjeżdżam to mi coś zrobi. Postanowiłem że wyjdę bez słowa. Nikomu nic nie mówiąc. Pożegnania są za trudne, jak dla mnie. 
Dzień minął szybko, byliśmy już spakowani ogólnie gotowi. Samolot mieliśmy na 22 : 45, była już grubo po 21 więc postanowiliśmy już jechać. Ostatni raz spojrzałem na mój pokój  w sumie to już nie mój. Wyglądał całkiem inaczej. Było tam pusto, całkowita pustka. Do oczu naleciały mi łzy lecz szybko się wziąłem za siebie i wyszedłem z domu. W drodze na  lotnisko byłem taki cichy, smutny i przygnębiony. Niby się cieszyłem że wreszcie się to wszystko skończy ale czegoś się boje, nie zbyt umiem to opisać, tak jakbym bał się nowego otoczenia. 
Zanim się obejrzałem byliśmy już w Londynie nie dziwię się, przespałem cały lot. W drodze taksówką do domu rozglądałem się na wszystkie strony, Londyn zrobił na mnie wielkie wrażenie, był całkiem inny niż Mullingar a dom w którym mieliśmy mieszkać  znajdował się w przyjemnej okolicy, nie był jakiś ogromny ale i tak ładny. Kiedy weszliśmy z rodziną  do domu było jeszcze ładniej, zaczęliśmy zwiedzać każde pomieszczenie. Rodzice zrobili dobrze że postanowili dać mi i  Gregowi takie same pokoje z wystroju, bo pewnie nie obyło by się bez kłótni jak to pomiędzy mną a nim jest. Rodzice zostawili nas w pokojach i sami poszli się już zacząć rozpakowywać ja jakoś nie zbyt miałem na to ochotę ale cóż.. Jak trzeba to trzeba przy najmniej będę już to mieć z głowy. Poszedłem na dwór po kartony i walizkę z moimi rzeczami no i wziąłem się do dzieła, moja 'praca' została ukończona po PIĘCIU godzinach, PIĘCIU! Ale przy paczce cukierków i chipsów jakoś się dało radę. Zmęczony rzuciłem się na łóżko zacząłem sobie pośpiewywać po nosem, a po chwili wszystko  wróciło do pamięci, zacząłem wspominać nie umiałem powstrzymać łez. Coś pode mną zaczęło wibrować, ehh telefon a na nim ' dzwoni Adrian ' odrzuciłem, napisałem mu smsa o  treści ' przepraszam ' i wyłączyłem telefon. Wtuliłem głowę w poduszke, chwilke tak poleżałem aż zaczęło się robić ciemno więc poszedłem do łazienki się umyć, czułem się troszke  nieswojo ale przyzwyczaje się. Przebrany w piżame położyłem się i odleciałem w głęboki sen.
Następnego dnia..
- Nialler! Wstawaj! - tata zaczął mnie szturchać w ramie żebym się obudził, bez skutecznie. W końcu się zmęczył i ściągnął ze mnie kołdre, przkryłem się prześcieradłem. Tata  wyszedł z pokoju z tego co słyszałem ale drzwi otworzyły się ponownie a po moim karku zaczęło lecieć coś zimnego, energicznie poderwałem się do góry. Spojrzałem na mojego tate  który stał nade mną z butelką wody i się śmiał.
- Ha.. Ha.. Ha.. Very funny. - przetarłem oczy i z obrazą na twarzy poszłem po ręcznik, wytarłem się.
- Było wstać jak cie prosiłem. - odrzekł tata ze śmiechem na twarzy i wyszedł z pokoju po drodze jeszcze krzycząc że śniadanie jest na stole. Głodny byłem, oj i to jeszcze  jak. Udając się do kuchni potknąłem się na schodach ale nie zważałem na to uwagi podniosłem się i szedłem dalej po tych schodach.
- Schudne - pomyślałem. Wchodząc do kuchni zobaczyłem całą rodzinke jedzącą naleśniki tylko mnie brakowało, aż cud bo do jedzenia to ja pierwszy. Usiadłem przy stole witając  się i zacząłem konsumować śniadanie. Ja nie rozumiem tych ludzi przyszłem później a miałem więcej i zjadłem jeszcze szybciej od nich.
-Aaaa! Dobre było. - przeciągnąłem się i złapałem za brzuch. 
- Mamy jakieś plany na dziś ? - zapytał Greg którego prawdopodobnie przyszedł dopiero nad ranem do domu. Dopiero co tu się ledwo zadomowiliśmy a ten już.
- Nie, nie nic nie planowaliśmy a czemu pytasz? - uśmiechnęła się mama i zabrała się za mycie talerzy. Greg tylko pokiwał głową na nie. Jestem bardzo towarzyski lecz o dziwo z rodziną nie zbyt lubię spędzać czas, wyjrzałem przez okno i zobaczyłem że do domu naprzeciwko ktoś się wprowadza poinformowały mnie o tym kartony które jakiś chłopak wynosił z  samochodu, nie widziałem go zbyt dobrze. Postanowiłem wyjść na podwórko z pretekstem że się opalam, usiadłem sobie na krześle które stało w ogrodzie i zacząłem się  przyglądać chłopakowi. Miał takie ładne brązowe lokowate włosy i śliczny uśmiech na twarzy aż się ucieszyłem że będe miał takiego sąsiada. Dopiero po kilku minutach zorientowałem się że siedzę w samej piżamie..


Harry Edward Milward Styles.
Nadszedł dzień wyjazdu. Była godzina siódma rano. Moja mama jeszcze spała. Jechać mieliśmy o 16, więc miałem trochę czasu. W kuchni zostawiłem rodzicielce kartkę, gdzie napisałem, że wrócę około piętnastej i wyszedłem z domu. Pokierowałem się tam, gdzie zawsze. Musiałem się z nim pożegnać, a potrzebowałem na to czasu. Niedługo później byłem już na cmentarzu. Usiadłem przy jego grobie.
- Cześć Matt. – Mruknąłem. Uśmiechnąłem się delikatnie, wyobrażając sobie, że chłopak właśnie stoi przede mną.
- To już dzisiaj, wiesz? Już dzisiaj wyjeżdżam. Nie przyjdę jutro .. Będę cholernie tęsknił. W sumie, to cały czas tęsknię. Co rano budzę się z myślą, że to wszystko było jednym pieprzonym koszmarem. – Czułem jak do oczu znów podchodzą mi łzy. Jedna nawet pociekła po moim policzku.- Dlaczego to się stało, Matt? Dlaczego, odpowiedz mi. Czemu? – Wtedy całkiem się rozpłakałem. Nie powstrzymywałem się. Nie było sensu ..
- Wiesz co? Nie mogę jeść, spać .. daj mi jakiś znak, że jest Ci tam lepiej, dobrze? – Zapytałem, patrząc w niebo. W tym momencie, poprzez chmury, wyłonił się mały, samotny promień słońca. Uśmiechnąłem się .. wiedziałem, że to on. 
– Cieszę się, że jesteś szczęśliwy. Chociaż Ty.Jeszcze trochę posiedziałem na cmentarzu, aż poczułem wibracje w kieszeni. Wyjąłem telefon i odebrałem.
- Halo?
- Harry! Gdzie Ty się podziewasz? Za pół godziny wyjeżdżamy. – Usłyszałem w słuchawce głos mamy.
- Yhm, zaraz będę. – Mruknąłem i rozłączyłem się. Spojrzałem jeszcze raz na grób chłopaka. 
– Kocham Cię Matthew. – Szepnąłem i wyszedłem z cmentarza. Po kilku minutach byłem już przed domem. Zabrałem swoje bagaże i wyszedłem na zewnątrz. Taksówkarz wziął ode mnie walizki i spakował je do bagażnika. Ja wsiadłem do samochodu, a chwilę później była już przy mnie moja rodzicielka. Wsunęła mi do ręki jakiegoś rogala.
- Masz. Nie jadłeś dzisiaj nic. – Te słowa wypowiedziała z wyraźną troską w głosie.
- Dzięki, nie chcę. – Oddałem go jej, po czym odwróciłem się plecami do kobiety. Spojrzałem w szybę.
- Żegnaj, Holmes Chapel .. – Szepnąłem. Byłem już tak cholernie zmęczony po kilku nieprzespanych nockach, że nawet nie wiem, kiedy dokładnie zasnąłem.
Przespałem całe trzy godziny jazdy. Mama obudziła mnie gdy byliśmy na miejscu. Dom wyglądał całkiem w porządku. Duży był. Zabrałem walizki i wszedłem do środka. Wnętrze też było niczego sobie. Rodzicielka pokazała mi, gdzie jest mój pokój. Tam też się udałem. Przyniosłem swoje rzeczy i rozejrzałem się. Pokój był dość duży. Miał dwie ściany pomalowane na szaro, drugie dwie, były zaś turkusowe. Moje bagaże zostawiłem przy szafie i zszedłem na dół.
- Mamo, idę się przejść. – Mruknąłem cicho.
- Dobrze, ale uważaj tam na siebie. Nie zgub się. – W odpowiedzi rzuciłem krótkie „mhm”, założyłem ponownie buty i wyszedłem. Gdy byłem na zewnątrz, moją uwagę przykuł dom w sąsiedztwie, a raczej chłopak znajdujący się w ogrodzie. Był tak cholernie podobny. Jednak, to nie mógł być on. To przecież niemożliwe. Jego już nie ma. Nie wróci .. Ale to te same blond włosy, te same oczy. Oczy, niebieskie niczym ocean, te które właśnie wpatrywały się we mnie. Przeszywały mnie na wskroś. Momentalnie odwróciłem wzrok. Spojrzałem w przeciwną stronę, przyśpieszyłem i uciekłem. Przebiegłem przez ulicę. Mały włos, a potrąciłby mnie double-decker, ale to się wytnie. W końcu znalazłem się przy wielkim Londyńskim Oku. Stanąłem i przyjrzałem mu się. Zacząłem się zastanawiać, czy jest jeszcze jakaś inna droga do domu ..


No więc, jest rozdział pierwszy ... : D

czwartek, 12 kwietnia 2012

Prolog.



Prolog.
Niall James Horan.
To było rok temu, poznanie tego ukochanego – Adriana. Było wręcz cudnie. Planowanie wspólnej przyszłości, nieustanne czułości, spotkania i rozmowy. Do czasu dyskoteki – pierwsze spotkanie ust Adriana z alkoholem. Nie obyło się bez następnych i następnych. Pewnego dnia obudził mnie jakiś trzask w kuchni. Zobaczyłem tam jego, pijanego, leżącego pod ścianą. Próbowałem mu pomóc wstać i zaprowadzić do pokoju, lecz gdy go podniosłem dostałem silny cios w policzek. Upadłem, a on zaczął kopać mnie po brzuchu. Od tamtego czasu spędzałem więcej czasu w szpitalu niż w domu, Adrian cały czas to robi. Bije mnie i wszystkich którzy staną mu na drodze. Z  czasem, wszystko jeszcze bardziej się pogorszyło. Adrianowi do ręki wpadły narkotyki. Zaczęły się gwałty. Robił mi tyle ran i w sercu i na ciele, ale ja go wciąż kochałem. Lecz miarka się przebrała i zacząłem myśleć logicznie. Postanowiłem odejść, daleko – do Londynu. Tam zacząć życie na nowo.
Prolog.
Harry Edward Milward Styles.
Pokochałem go półtorej roku temu, pożegnaliśmy się w zeszłym tygodniu .. pogrzeb odbył się przedwczoraj. Niechętnie opuszczam cmentarz. Dalej go kocham, mimo, że nie ma go tu, przy mnie. To właśnie dzięki niemu, moje życie odzyskiwało sens. To właśnie dzięki niemu, zacząłem myśleć choć trochę optymistycznie. To dla niego nadal tu jestem. Obiecałem mu, że jak go zabraknie, nic sobie nie zrobię .. Obiecałem mu tak, jak on obiecał mnie,  że może i nie będzie go przy mnie ciałem, to i tak duchem będzie mnie pilnował. Czuję go cały czas. Jego dotyk, jego zapach, jego bliskość. Mimo, że go nie widzę, to i tak wiem, że jest. Był moją pierwszą prawdziwą miłością. Moim pierwszym chłopakiem. Zawsze już będzie moim blond, niebieskookim aniołem, imieniem Matthew.
Mijały dni, tygodnie, miesiące, a ja popadałem w rutynę .. zamiast poprawiać  się, moje samopoczucie pogarszało się. Moja mama już nie mogła na to patrzeć. Nie mogła znieść mojego cierpienia, dlatego .. wyjeżdżamy do Londynu, już na zawsze ..

*

Narracja Nialla :
Annyeong : D Huhuhu nie wiem co napisać , w tym blogu to Josh jest miszczem . = ) Powiem tyle , mam na imie Mai , tak tak jestem dziewczyną jako Niall . Nie przeszkadza mi że to inna płeć , mam nadzieje że wam to też nie będzie przeszkadzało . Noom , mam siedemteen oldów . Owszem pomysł na bloga był mój lecz wycofałam się z niego szybciej niż myślałam ale Josh już się napalił i nie było odwrotu : D Przykro mi ja Directionerką nie jestem lecz to żaden problem według mnie : )

Narracja Harrego :
Ciao, wszystkim! W tym miejscu wypowiadam się ja, Joshua. Tak więc, jeszcze raz. Cześć, jestem Josh. Mam sobie prawie osiemnaście lat ( a w cholerę szybko zleciało ). Trochę was zanudzę informacjami o mej osobie, ok? Dziękuję. No cóż. Jestem sobie proszę ja was homoseksualistą. O dziwo, pomysł na bloga nie był w sumie mój, tylko mojej kochanej Mai. Robię sobie tutaj za Hazzę. Także zaszczyt mam ogromny : D Na tym blogu jestem odpowiedzialny za wygląd. Od razu przepraszam, za aktualny, przyznaję się, nie wyszedł mi w ogóle. Postaram się go jak najszybciej zmienić. To chyba tyle ode mnie. Kocham was, dobranoc xx.
P.S. – TAK! JA TEŻ JESTEM DIRECTIONEREM!